Całe społeczeństwo mierzy się obecnie ze stanem zagrożenia epidemicznego, co powoduje znaczne utrudnienia w codziennym życiu. Wiele osób zostało bez pracy, bez perspektywy na szybką zmianę sytuacji i bez środków do życia. Ograniczony kontakt z innymi ludźmi oraz zatrważające statystyki przypadków śmiertelnych powodują u niektórych stany lękowe i depresję. Dla wielu osób, szczególnie tych żyjących w ubóstwie i zagrożonych wykluczeniem społecznym, sytuacja jest wyjątkowo trudna.
W ciągu ostatnich dni rozmawialiśmy z 24-letnim chłopakiem, który znalazł się w bardzo trudnej sytuacji życiowej. 12 marca wyszedł na wolność po ponad rocznym pobycie w więzieniu. Chciał od razu zacząć układać sobie życie, jednak okazało się, że obecnie w związku z pandemią jest to o wiele trudniejsze, niż ktokolwiek mógł przypuszczać jeszcze miesiąc temu.
Przed odbywaniem kary w więzieniu pracował jako technik podczas imprez. Marzył, że będzie mógł wrócić do wykonywania tego zawodu. Jednak niemal natychmiast dowiedział się, że na razie nie uda mu się zrealizować marzeń z powodu odwołania wszystkich wydarzeń masowych. Udało mu się znaleźć pracę na czarno jako elektryk na budowie (podczas pobytu w więzieniu zrobił kurs uprawniający go do wykonywania tego zawodu) oraz wynająć pokój po znajomości. Pierwszy raz poszedł do pracy 16 marca – cztery dni później został zwolniony.
Razem z nim z powodu epidemii koronawirusa zostało zwolnionych około 240 pracowników. Większość osób pracujących na tej budowie zatrudniona była na czarno lub na umowach śmieciowych. Osoba, z którą rozmawialiśmy, powiedziała, że jedynie około 20 pracowników miało umowy o pracę. Oni prawdopodobnie będą mieli wypłacane wynagrodzenie postojowe. Jednak zdecydowana większość pracowników straciła źródło utrzymania. Pracodawca poinformował ich, że może zatrudnić ich ponownie, gdy będzie możliwość wznowienia prac budowlanych, jednak na razie trudno przewidzieć, kiedy to nastąpi.
Chłopak znowu intensywnie szuka pracy, ale obecnie znalezienie jakiejkolwiek graniczy z cudem. Mówi, że być może będzie zmuszony do powrotu do domu rodzinnego, jednak z powodu trudnych relacji z ojcem myśli o tym niechętnie. Rozważa podjęcie pracy w innym mieście, ale ma obawy, że tam też mogą wstrzymywać prace budowlane.
Na podstawie swojego doświadczenia mówi, że sytuacja, w której tak dużo osób jest masowo zwalnianych w związku z epidemią, będzie wyzwalać w wielu ludziach agresję. Przerażają go również wyludnione ulice, pozamykane sklepy, puste półki, ogólny chaos i panika ludzi. Trudno mu się odnaleźć, w obecnej rzeczywistości, która zmienia się niesamowicie szybko i jest bardzo niepewna.
Członek ATD z Kielc opisuje, jak zmieniło się codzienne życie ludzi odbierających posiłki wydawane w barach mlecznych w ramach pomocy społecznej oraz próbujących skorzystać z innych usług:
„Ludzie stoją godzinę w kolejce przed apteką, żeby kupić Polopirynę. Jeśli chcesz odebrać obiad przydzielony przez pomoc społeczną, musisz czekać godzinę na zimnie, by wziąć jedzenie na wynos. Wczoraj byłem w PKO, […] godzinę stałem w kolejce na dworze. Każde zarządzenie trzeba przemyśleć i znaleźć na to sposób. Np. wydając jedzenie przez okienko w barze, można wystawić chociaż namiot dla ludzi, którzy stoją na dworze, dać jakąś osłonę przed wiatrem i deszczem. Ludzie chorzy są najbardziej narażeni na koronawirusa, a teraz muszą stać i marznąć”.
Mężczyzna zwraca uwagę na tych, którzy są w najtrudniejszym położeniu: „To są ludzie starsi, schorowani. Taki człowiek zwykle jadał na ciepło, teraz jest narażony na przeziębienie i obniżenie odporności, a na dodatek bierze posiłek do domu i jeśli nie ma na czym odgrzać albo nie umie, to ma zimne. To jest narażanie ludzi na zachorowanie, wyrok śmierci”.
Rekomendacje, by nie wychodzić z domu, dla wielu osób są niemożliwe do zrealizowania. „Wyobraź sobie moją sytuację: musiałem pójść odebrać alimenty, nikt mi zakupów do domu nie przyniesie, muszę odebrać obiad. […] Nie da się zamknąć w domu na 2-3 tygodnie”. Obiady są wydawane na nie dłużej niż 4 dni, więc trzeba po nie wracać.
Mężczyzna zwraca też uwagę, że dla wielu ludzi rozmowy w barze czy w aptece są jedyną formą kontaktu z drugim człowiekiem. Teraz są pozbawieni nawet tego, co może prowadzić do depresji, a nawet samobójstw.
Nowa sytuacja ma też wpływ na dzieci. Zamknięcie w domu oddziałuje na ich stan emocjonalny. Zatroskany ojciec powiedział nam: „Nie wiem, czy ja i moje dziecko wytrzymamy psychicznie izolację od społeczeństwa”.
To nie jedyny problem. W szkołach wdrożono system nauczania zdalnego, dla którego niezbędne jest posiadanie komputera i dostępu do internetu. Dla wielu ubogich rodzin, które nie mogą zapewnić odpowiednich warunków do edukacji domowej jest to dodatkowy stres. Mimo zapewnień ze strony Ministerstwa Edukacji o możliwości otrzymywania papierowych wersji materiałów do nauki, system w praktyce się nie sprawdza. Ponadto uczniowie dostają zadania do wykonania w domu, którym nie zawsze są w stanie same sprostać, a rodzice nie dają rady pomóc ze wszystkimi przedmiotami. Wyzwanie stanowią np. języki obce. Innym problemem, z którym zmagają się biedne rodziny, jest kwestia ciepłych posiłków. Część dzieci z biednych rodzin dostaje obiady w szkole, teraz jest ich pozbawiona.
Członek ATD Czwarty Świat z Warszawy powiedział:
„Ta pandemia przenosi się na ludzi najuboższych i to oni płacą najwyższą cenę. Teraz musimy apelować, że bezdomni też są ludźmi. Konieczne jest, by zwracać uwagę na osoby starsze i ubogie, a nie nastawiać ludzi przeciwko sobie.
Dzisiaj najważniejsze jest to, że ci ludzie [ubodzy] są częścią społeczeństwa, bo koronawrus nie wybiera, każdy może zachorować, a najbardziej podatni są najsłabsi.
Ale w tej całej sytuacji są też są pozytywne rzeczy, np. to, że ludzie są ze sobą solidarni.”
Add a Comment