„Ja też jestem wielką damą”
Caroline Cugnet
tłum.: Aneta Mitrowska-Chmiel
Tillie Evenor, aktywistka ruchu ATD Czwarty Świat na Mauritiusie, od osiemnastu lat prowadzi grupę Tapori, a od dwóch należy do ekipy animatorów ATD Czwarty Świat Mauritius. Ma czworo dzieci i troje wnuków. Jako pracownica rolna zajmuje się ścinaniem trzciny cukrowej. Stoczyła długą walkę o szacunek i poszanowanie własnej godności, by odnaleźć w końcu swoje miejsce. To dzięki wierze i zaangażowaniu na rzecz dzieci oczekujących godnej przyszłości autorka mówi o sobie, że jest „biedna, ale bogata w coś innego”.
Dlaczego zaangażowałaś się w działania Ruchu?i
Zaczęłam brać udział w zebraniach Ruchu, kiedy zmarła moja siostra, a siostrzeniec miał wziąć udział w dziesięcioleciu Konwencji praw dzieci w Szwajcariiii. Wtedy to, podczas przygotowań do wyjazdu, towarzyszyłam mojemu siostrzeńcowi wszędzie, gdzie należało się udać, żeby móc wyrobić paszport i podróżować. Za każdym razem, kiedy byłam na jakimś spotkaniu, trzymałam się z boku, wszyscy przyjaciele ATD zapraszali mnie, ale ja zostawałam z tyłu, bo nigdy dotąd nie byłam nigdzie w ten sposób zapraszana. Cały czas zostawałam z tyłu, nawet podczas przygotowań mojego siostrzeńca, który miał jechać do Szwajcarii. Później wrócił na Mauritius z pomysłem Tapori. Od razu mi się to spodobało. Poprosił mnie o pomoc w znalezieniu dzieci. To wtedy na dobre się zaangażowałam. Zaczynając Tapori, potrzebowałam przewodnika, żeby ruszyć naprzód z moim siostrzeńcem. Poprosiłam też o pomoc Marie-Angeiii, wtedy właśnie przyszła chęć zaangażowania się w ATD Czwarty Świat, bo bez Ruchu nie ma Tapori.
Zaczęłam przychodzić na zebrania. Bywało, że nie miałam pieniędzy, zbierałam się na odwagę, żeby powiedzieć Alainowiiv, że nie mam na autobus do Pailles. Alain mówił: „Znajdź 25 rupi, a kiedy przyjdziesz, dam Ci pieniądze na autobus powrotny.” Do tej pory zdarza się, że brakuje mi pieniędzy, docieram aż tutaj, wiedząc, że pieniądze na powrót się znajdą. Naprawdę się angażuję, odnalazłam swoje miejsce.
Mieliśmy taki zwyczaj, żeby przed spotkaniami czytać tekst ojca Józefa. To mnie inspirowało. Wzięłam sobie jego słowa do serca, żeby lepiej zrozumieć, bo wszystkie pisma ojca Józefa są dla mnie okazją do wejrzenia w siebie. To tak, jakbym narodziła się na nowo. Szansa na zdobycie nowych doświadczeń i poznanie doświadczeń innych osób. Przywykłam mówić o sobie, że jestem biedna, ale nie wiedziałam, że są biedniejsi ode mnie. Pracowałam od zawsze, żeby utrzymać rodzinę. Kiedy byłam młoda, nigdy nie opuściłam posiłku, bo dla nas najważniejsze było, żeby nie być głodnym, nie wiedziałam wtedy, co znaczy bieda. Dopiero kiedy wyszłam za mąż zrozumiałam, że byłam biedna. Kiedy poznałam ATD odkryłam, że nie jestem biedna… a raczej, będąc biedną, wzbogaciłam się w coś innego.
Co sprawiło, że chciałaś działać w Tapori po powrocie twojego siostrzeńca ze Szwajcarii?
Mój siostrzeniec przywiózł przewodnik z wiadomościami od dzieci w środku, w Szwajcarii poproszono go o zapoznanie się z ich historiami. W końcu nie tylko na Mauritiusie są biedni, ale także w innych krajach. Poznałam historię małego chłopca, który czekał na powrót swojego ojca z pracy w kopalni, ale nigdy więcej go nie zobaczył. Przeczytałam też historię dzieci, które musiały przechodzić przez tamę, żeby dojść do cmentarza, gdzie chodziły spać. To wszystko sprawiało, że cierpiałam. Albo historia Valérii, która miała problemy z oczami, przez co inne dzieci ją wyśmiewały. Wszystko to sprawiło, że chciałam pójść naprzód z Tapori. Do dziś jestem zresztą związana z Tapori. To historie tych dzieci dodały mi odwagi, bo pełno jest dzieci, które czekają na lepszą przyszłość.
Jak mogłabyś wyjaśnić, dlaczego wciąż się angażujesz?
Dlatego, że odnalazłam swoje miejsce, dobrze czuję się otoczona ludźmi, nawiązałam wiele znajomości.
Uczę się, jak poprawić swoją sytuację, pójść naprzód, wytyczać nowe cele, żeby związać koniec z końcem. Razem z innymi zaangażowanymi żyję życiem Ruchu. Praca dla Ruchu pomaga nam odnaleźć samych siebie. Dzieci Tapori dodają mi otuchy, jestem nimi otoczona i to daje mi siłę. Kiedy patrzę na wszystkie te dzieci, które przewinęły się przez Tapori, zebrane u mnie, w tej chatce w dolinie, w której dziś jesteśmyv, kiedy widzę, jak wyrosły i przyjmuję teraz ich dzieci, to tak, jakbym była babcią dzieci Tapori, to naprawdę dodaje chęci, żeby kontynuować. Bez Ruchu nie byłoby tego wszystkiego.
Kiedy wszystko idzie źle, czego się chwytasz, żeby przeżyć?
Źle jest wtedy, kiedy nie mam pieniędzy, tak to wygląda. Kiedy nie mam pieniędzy, żeby służyć, inwestować… wtedy jest naprawdę źle. Ale trzymam się, bo pieniądze nie przychodzą codziennie, a ja codziennie muszę pracować. Tak jak mówię, nie mamy pieniędzy w banku, ale jeśli pracujemy, mamy pieniądze, możemy inwestować w posiłki, szkołę, światło, wodę. Jeśli mamy na to, dla mnie nie ma problemu. Kiedy nie ma pracy, nie ma tych pieniędzy w domu, wtedy się martwię. Są dni, kiedy nie ma pracy w polu… Ścinanie (trzciny cukrowej, przyp. tłum.) jest skomplikowane, bo nieregularne.
Czy wiara ci w tym pomaga?
Tak, oczywiście. Wcześniej dużo kłóciłam się z Bogiem, bo myślałam, że jestem jedyną biedną na świecie. Cały czas byłam wierząca, ale czasem sobie odpuszczałam. Chodziłam też do charyzmatyków. Wcześniej byłam w kościelnym chórze, ale ja nie potrafię czytać. Uczyłam się więc śpiewu razem z innymi na głos, ale bywało, że trzeba było śpiewać z książki, nie widziałam wtedy dla siebie miejsca, zostawałam w tyle. Później uświadomiłam sobie, że to niedobrze. Zawsze prosimy o coś Boga: „Pomóż nam… chcę tego,…” Wtedy zapytałam więc: „Co mogę dla Ciebie zrobić?”
Pewnego dnia bratowa powiedziała mi o grupie z dzielnicy wojskowej i zapytała, czy nie chciałabym do niej dołączyć. Odpowiedziałam, że się zastanowię. Powiedziała, żebym spotkała się z panem Gabrielem. Tak zrobiłam, poszłam i od jedenastu lat się angażuję, znalazłam tam swoje miejsce. Był taki dzień – mam go wciąż w pamięci – pracowałam sama na polu trzciny cukrowej. Ta praca miała się skończyć, więc modliłam się i prosiłam Boga, żeby postawił na mojej drodze inną pracę. W drodze powrotnej spotkałam pana, który zaproponował mi pracę u siebie. Powiedziałam: „Dziękuję dobry Boże, dałeś mi jeszcze jedną pracę”. I to we mnie zostało, że Bóg nas słucha, wtedy wysłuchał mnie, ale oczywiście słucha nas wszystkich.
Co nadaje sens twojemu dniu, kiedy wstajesz rano?
Pierwsze co robię, to dziękuję Bogu, który każdego dnia daje mi powiew życia i proszę go: „Prowadź moje kroki przez ten dzień, prowadź do ludzi, którzy mnie otaczają”. I daje mi siłę do pracy. A kiedy jest mi źle, powierzam mu swoje troski, on dodaje mi otuchy i znów mogę pracować.
Czy znasz ludzi, którzy nie podzielają Twoich pomysłów na życie i innych ludzi? Jak na nich reagujesz? Czy można pomimo to żyć razem?
Jest pełno ludzi, którzy nie podzielają moich pomysłów na życie. Podoba im się to, co robię, ale kiedy namawiam, żeby spróbowali, trochę tak jak ja, ruszyć się, poszukać wyjścia z nieszczęścia, widzę, że nie myślą tak, jak ja. Jednak mogę żyć z takimi osobami, myślę wtedy: „Bóg każdemu dał talent”. To tak jak ja, w grupach, które animuję nie mogę nic zrobić, bo nie potrafię pisać, ale ta grupa dodaje mi sił: „Ty masz talent do mówienia, do przekazywania dobrych rzeczy.” Ale nie wszyscy podzielają mój pomysł, żeby z tego wyjść. Niewiele osób myśli podobnie do mnie, nawet mój mąż. Żyjemy razem, on dzieli ze mną codzienność ATD Czwarty Świat, ale nawet on pozostaje przy swoim sposobie myślenia.
W Vuillemin żyją hindusi, muzułmanie, kreole?
Owszem, są też Teluguvi, Madras, Katolicy, Mission guérison (dosł. Misja uzdrowienie, przyp. tłum.) i dzieci Tapori wszystkich wyznań. Ci z Misji nie przychodzą, bo mają swoją szkołę.
W Kościele wiedzieli o moim zaangażowaniu, pytali więc, dlaczego nie widują mnie z dziećmi. Wcześniej nie było autobusu, dopiero teraz jest to możliwe. Czasem jednak spotkania odbywają się tego samego dnia i zdarza się, że muszę wtedy wybierać pomiędzy Ruchem a Kościołem, ale rozumieją to. Kiedy indziej znów są przedstawienia, w których proszą o udział z dziećmi.
Czy możesz powiedzieć, co w przesłaniu ojca Józefa daje ci najwięcej siły, co zmieniło twoje życie?
Kiedy mówi o godności. Kiedy zaczęłam poznawać ATD, wiele razy słyszałam słowo „godność”, bo pamiętaj, że nie umiem czytać. Teraz mówię trochę po francusku, ale wcześniej zawsze ktoś musiał tłumaczyć dla mnie na kreolski, żebym mogła uczestniczyć. To zajmowało dużo czasu.
Trzeba szanować godność innych, więc powiedziałam sobie: dlaczego sama nie szanuję swojej godności? Nie chciałam patrzeć na siebie w lustrze, żeby nie widzieć swojej twarzy, bo uważam, że jestem brzydka, jestem biedna, nie jestem ładna. Ale pod wpływem historii o pianinie, opowiedzianej przez ojca Józefa, które jego mama musiała sprzedać, choć było w rodzinie od pokoleńvii, pomyślałam sobie: „Jestem jak mama ojca Józefa, biedna, ale odważna, zawsze miałam co jeść, nieważne co, ale nigdy nie chodziłam głodna. A więc ja także mam prawo dać sobie samej szansę pójścia naprzód”.
Pewnego dnia, kiedy wybrałam się do Patriciiviii i patrzyłam na to, jak urządziła swój dom, poczułam się jak ktoś zupełnie inny: poszłam do toalety i powiedziałam do siebie: „Wow! Ale super”. Ktoś taki przyjmuje mnie u siebie… Dla mnie była wielką damą… Jeśli Patricia zaprosiła mnie do swojego pięknego domu, z piękną toaletą – nigdy nie byłam w hotelu, w tak pięknym miejscu jak to – powiedziałam wtedy do siebie: „Są ludzie, którzy dodają otuchy jak ojciec Józef.” Pomyślałam: „Ja też jestem wielką damą.” To wtedy powiedziałam jej, że jestem brzydka, że siebie nie lubię i po tym wszystkim poszłam do toalety i w lustrze nad umywalką spojrzałam w swoją twarz. Później powoli zaczęłam nabierać świadomości, doceniać i akceptować siebie taką, jaką jestem.
Teraz myślę sobie, że mam dużo godności.
i Wywiad przeprowadziła Caroline Cugnet.
ii Na dziesiątą rocznicę Konwencji o Prawach Dziecka przyjętej w 1989 roku przez UNESCO dziecięca gałąź ATD Czwarty Świat (Tapori) zorganizowała spotkanie osiemdziesięciorga dzieci z całego świata z Mary Robinson, wysokim komisarzem ds. praw człowieka, w Pałacu Wilsona w Genewie. Zobacz również: http://www.atd-quart-monde.org/pour-agir/agissez-avec-les-enfants/
iii Członkini ATD Czwarty Świat na Mauritiusie.
iv Idem.
v Na wyspie istnieją trzy grupy Tapori: najstarsza znajduje się w Vuillemin, wiosce w centrum kraju, pośrodku plantacji trzciny cukrowej. Od początku swojego istnienia prowadzi ją Tillie Evanor. Na skrawku posiadanej ziemi zbudowała chatkę z drewna, w której odbywają się zajęcia dla dzieci.
vi Telugu to język używany w Indiach. Istnieje diaspora Telugu, między innymi na Mauritiusie. Dla 70. milionów osób na świecie telugu jest pierwszym językiem.
vii Odwołanie do dzieciństwa Józefa Wrzesińskiego, żyjącego z rodziną w biednej dzielnicy w Angers. Jego ojciec, nie mogąc znieść upokorzenia, wyjechał szukać pracy w Polsce, skąd pochodził. Jego mama, pozostawiona sama z czwórką dzieci, walczy o utrzymanie rodziny. Pewnego dnia, ku zaskoczeniu wszystkich, przychodzi pianino, nadesłane przez pana Wrzesińskiego. Dla pani Wrzesińskiej to obietnica pokoju, harmonii, przyszłości, którą będzie mogła dać swoim dzieciom poprzez muzykę. Pianino wywołuje jednak skandal w dzielnicy… Ojciec Józef Wrzesiński tak o tym opowie wiele lat później: „Przyszedł dzień, kiedy zaczęto rozpowiadać, że skoro ci ludzie mają pianino, to znaczy, że mają pieniądze, nie potrzebują pomocy. Mama zaś zmuszona była sprzedać pianino za jakąś śmieszną kwotę. W zamian za pomoc, sprzedała nadzieję. Od tamtej pory zazdroszczę, tak jak Bóg jest zazdrosny w Biblii, tym, którzy od dziecka uczą się kochać muzykę i taniec, sztukę i poezję. Ja nie miałem takiej szansy i całe życie z tego powodu cierpiałem. Moją misją stało się dawać taką szansę najbiedniejszym.” Por.: http://www.atd-quartmonde.org/harmonie-engagement-isabelle-pypaert-perrin/
viii Członkini ATD Czwarty Świat na Mauritiusie.
Artykuł pochodzi z:
Revue Quart Monde: Co rozbudza nasze zaangażowanie?
nr 244, grudzień 2017 (kwartalnik)
Tłumaczenie polskie